Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/196

Ta strona została przepisana.

trzech pachołków pieszych i jednego jezdnego dał do pospolitego ruszenia za króla Stefana Batorego. Nie pytali, jak gadał, byle służbę pełnił. A teraz ty, endek, powiadasz mi: Ozero sprzedaj i do Korony jedź, po polsku mówić się ucz! I może twoja racja — stęknął głucho, wstał z ziemi i na słońce spojrzawszy, rzekł:
— Ruszajmy dalej, jeszcze ci młyn chcę pokazać i do domu wrócimy na kolację. Siostra pocztę przywiezie z miasteczka, przeczytasz gazety, może listy mieć będziesz.
— Zosia do ciebie pisać będzie, bo i na poczcie śledzą.
— Oj, tutaj ciebie choćby wyśledzili, to nie wezmą. Tutaj socjalistę uradnik prędko złapie.
— Kto tu u was właściwie organizował ruch włościański w czasie rewolucji?
— Zaraza szła z powietrza, z gazet, prowadzili bundyści.
— Żydostwo przeklęte!
— Z człowieka będącego poza prawem nie będzie dobrego poddanego.
— Przecież nie będziesz stawać w obronie żydów?
— Oni się i sami obronią beze mnie. Ale jakoś mnie niewyraźnie pochwalać wyjątkowe prawa dla innych, a narzekać na to samo dla siebie.
Grzegorzewski się zaperzył i począł długą polityczną przemowę, której Hrehorowicz wysłuchał z całą uwagą do końca i rzekł:
— A mnie niema czasu ani zdrowia ciągle się na kogoś wściekać i wszystkich przeklinać naokoło siebie. Ja i natury do tego nie mam. Czy ty jeszcze nie syty tej polityki? Ot, popatrzaj, jaka wiosna na świecie! A te ptaki na tym zalewie, na prawo, to przelotne, bardzo osobliwe nurki. One tylko z wody mogą się do lotu porwać. Bywa, że je burza ze