Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— A co, panie, ładna tu dzicz, drogi, komunikacja? Wiedząc o pana tu obecności, wstąpiłem na pocztę po gazety, bo nuż pani Zubowiczowej młyn nie namiele wozu «miarki», to i dwa tygodnie nikt stąd do miasteczka nie ruszy. Musi tu pan być jak na prawdziwem wygnaniu?
— Ależ nie. Zaczyna mi się nawet Litwa podobać.
— To pan jeszcze mówi Litwa! Ho, ho, to już archaiczna nazwa, przed «ruchem wolnościowym».
— Jakto?
— Zaraz to panu wyłożę, ale na czółnie, bo trzeba nam rychło ruszać, by na czas być na stanowisku. Cóż, budrysie, chłopy są i «czółen»?
— Gotowe — rzekł Hrehorowicz.
Zaraz też wszyscy trzej, w towarzystwie Fity, skierowali się do wody, a Hryncewicz mówił:
— Bo to, uważa pan, tutaj się mówi: ten czółen, ale zato mówi się: ta ptaszka i ta piec.
— Ale pan bardzo czysto mówi.
— Ja mam żonę z Korony, więc mnie musztruje, ale dzieci już mówią: kuzoczka na owad i pac na szczura. W Bogu nadzieja, jak dorosną, będą do tutejszej mowy «przywykłszy».
Doszli do jeziora i wsiedli w sporą łódź z dwoma wioślarzami, widocznie też myśliwymi, bo mieli ze sobą jakieś przedpotowe jednorurki i wielkie borsucze torby. Nastąpiła ożywiona rozmowa po rusińsku i ruszono na gładką wodną toń. Wtedy Hryncewicz zapalił cygaro, tamci papierosy, chłopy fajki i Grzegogorzewski spytał:
— Więc teraz to nie Litwa tutaj?
— A broń Boże! Przed rewolucją, Bug dzielił Litwę od Korony; tu i tam byli Polacy koroniarze, Polacy Litwini — i punkt. Koroniarze drwili z Litwinów, Litwini z koroniarzy, ale w biedzie czy potrzebie ciągnęli razem. Aliści rewolucja stworzyła istną wieżę Babel. W Koronie niema Polaków. Są en-