Muskuły jego od pracy odwykłe, zwątlałe nędzą, głodem i złem życiem, sprawiały mu nieznośny ból, odmawiały posłuszeństwa. Zaciskał zęby, z pod oka śledził, czy majster nie uważa i krzepił się myślą, że niedługo tego. Znowu na obiad tylko wody wypił, mało co się odzywał, bojąc się bryznąć tajonem rozdrażnieniem. Ale Radyński tego dnia wychodził parę razy na miasto do klientów, majstrowa miała pranie, Adolf był ponury, bo trzeźwy. Nikt na czeladnika nie zwracał uwagi.
O ósmej, gdy wychodził, wszedł Duchas. Przyniósł jakąś tokarską robotę i rzekł:
— A macie to kąt do spania i wikt?
— Ale, cztery pokoje od frontu i kolację z szampanem w «Europie»! — zaśmiał się szyderczo Niekrasz.
— Bo to u mnie po Szollu miejsce jest w izbie, to można się zakwaterować.
Niekrasz podziękował skwapliwie, myśląc, że istotnie takich głupców nie spotkać na świecie. Wprost samochcąc, leźli w ręce. Poszli razem ze starym na Leszno.
Tokarz miał suterenę obszerną, ciepłą, a tak w niej było czysto i porządnie, że pomimowoli Niekrasz zapomniał o swych złych zamiarach i odczuł wielkie zadowolenie i radość zwierzęcą z dobrego legowiska. Myśli mordu i rabunku zniknęły, ogarnęła go senność i spokój. Stary dobrodusznie, życzliwie zaprosił go do posiłku. Strawa była ciepła, smaczna, posłanie czyste, przy piecu, w kącie, w izbie cicho i jasno. Włóczęga-ladaco zjadł porządnie, pierwszy raz od niepamiętnych czasów i legł spać, oddawna też pierwszy raz, rozebrany, rozzuty, nie trzęsąc się z zimna. Ostatni obraz, który mu pozostał w oczach, był tokarz u warsztatu. Biała jego głowa, oświetlona wiszącą lampą, zgrzyt dłóta, miarowy stukot tokarni. Potem zasnął kamiennym snem.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/218
Ta strona została przepisana.