trzeba nić ciągnąć, bajkę umieć, zielsko wybierając, ździebełko po ździebełku, pieśń śpiewać.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— Mnie ta wiatr — pieśni i bajki — mówi ojciec. — że stolarz dureń, jego żona niespełna rozumu, a dziewka nieroba i latawica, nie mój kłopot. Ale gołe to i pośmiewisko całego świata. Wstydby nam był, żeby tamtędy droga nam szła. A ty chłopcze, jakbyś tam wstąpił — to...
Nie dokończył. Jaśka i bez tego strach zdjął, ale i ciekawość, więc mówi:
— Coby zaś! Do gospodarzy pójdę. Wstydu nie zrobię rodowi!
A stary stryj fajkę z zębów wyjął, wytrząsł popiół i zabierając się do wyjścia, rzecze:
— A dy gospodyni, chłopaka wypuśćcie, coby poczuł, rozumiecie: sperki mu się chce, czy wina. U stolarzów ino wody dadzą i to po siódmym pocie. Nie pójdzie on tam, ojców syn!
Na tem się narada skończyła i nazajutrz, na odwieczerz, ruszył Jasiek w swaty. Dał mu ojciec groszy w mieszek, wystroiła go siostra, a wreszcie matka ze dna skrzyni pierścień kowany dała, na tasiemce na szyi z medalikiem społu powiesiła i prawi, za głowę go do serca tuląc:
— Pomnij synaczku! Nie w kramie, na rynku, pierścień leżał, nie za pieniądze kupiony. Tedy go za byle co nie daj i byle komu nawet nie powiadaj, ze go masz. Możesz mi wrócić bez szatek, com ci sporządziła i bez grosza, co ci ojciec dał, i chory mi wróć i kaleka i nagi, jednako mi dzieckiem będziesz, ale jak pierścień na marne dasz, to cię nie poznam ni żywego, ni martwego. Pomnij, synaczku, pomnij....
Jaśka jakby strach zdjął i miękkość serca poczuł, że szczelniej kurtę na piersi otulił, pierścień schował i poszedł.