Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/232

Ta strona została przepisana.

— Pozdrówcie tam ojców w chacie! Jużem znalazł swoje — śmieje się Jasiek, płoni się dziewczyna.
— Jako w maju. Młody chmiel przysięga młodemu klonowi: wianek ci mój dam! — śmieje się z nimi stary.
I poszli. Zawiodła go Kasia do dom, do oberży. Umaili izbę, jęły rżnąć skrzypce i basy. Oj byłaż rozkosz, była! U boku ją miał w tańcu, u piersi ją miał za stołem, a wino było słodkie i gorące, a gorycz i lód było wino, kiedy jej ust skosztował, a zgrzytliwa była kapela, kiedy szeptać mu jęła i przysięgać i powiadać o swem miłowaniu. I takci trwał w tej rozkoszy, w tańcu i piciu i uściskach, sam nie wiedział ile czasu, za chwilę mu wszystko było. Hulał, aż martwy z pijaństwa zasypiał, cucił się, żeby hulać dalej. Szatki matczyne w strzępy poszły, grosze ojcowe na skrzypce, na szynkwas, za Kasiny gorset kraśny, i wtedy pomyślał, że próby dość, czas Kaśce ślubić. Ale wtedy najciężej pijany był, więc się do alkierza jął wpraszać na spoczynek. Ale w alkierzu przedniejsi goście siedzieli, więc się zwalił na ławę i w śnie otrzeźwił. A przez sen czuł, że go coś uwiera w piersi, coś boli i poczuł, ocknąwszy się, matczyny pierścień kowany. Ostatnie, co mu ostało z tych swatów.
Mdło mu było po rozbudzeniu, słabo, licho, czczo.
Tedy rzekł do Kaśki:
— Pić mi daj!
Podała mu wina, wabiąc w taniec.
Ale mu się izba wydała duszna, a od wina oczy odwrócił.
— Wody mi daj, chłodnej, czystej wody, dziewczyno!
A Kaśka w śmiech, aż się zachodzi.
— Słyszeliśta ludzie, co ten oberwaniec prosi w oberży? Wody!