Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

zaglądała? Tfu, z takiem proroctwem! Pierwsza kula niech bierze złodziei i szelmów. I bajka jej krzywa! Na dobrego człowieka Pan Bóg sam patrzy i ma go w pamięci, choć po nim nikt nie płacze. Tatusio mój sierotą był i srogie wojny odbywał i różne złe dole go obsiadały, a ostał się przeto, że prawy chodził i śmiałe oko przed światem miał. I wyście nie kradli, Marku, i nie obmawiali, ani pomstowali, choć się wam krzywda działa. Mutnia (oszukaństwo) taka wróżba, mutnia, że wy niczyj! Bóg wie jeden, kto za wami zapłacze, Bóg wie, do kogo wam wrócić trzeba. Taj wrócicie, ja wam mówię, że wrócicie. Ni pierwsza kula was weźmie, ni ostatnia.
Parobkowi zaczęły drżeć ręce i gorącość występować na lica. Żar bił z komina, a z oczu dziewczyny sypały się żużle. Stal otumaniony kompletnie.
— Kto wam mówił? — zagadnął niedowierzająco.
— Kto wam mówił? — powtórzyła powoli innym już głosem i tonem. — Mówiły mi te węgle na długich wieczornicach zimą, mówiły mi gwiazdeczki jasne latem, kukała mi zuzula. Przyjdziecie za pięć lat o tej porze zdrów i cały, bo jest taka moc, co was śmierci nie da, oj, nie da!
— Naprawdę przyjdę?...
— Przyjdziecie! Tak samo wiatr będzie chodził między jodłami i deszcz padał. Głodno wam będzie i chłodno i tęskno...
— Jeżeli wróżyć umiecie, to powiedzcie, gdzież ja zajdę najpierwej? Czy do chaty?
— Nie, przyjdziecie do nas. Staniecie w progu zmoknięty, zdrożony żołnierz w szynelu i postrzyżony. Taj pozdrowicie po swojemu: Niech będzie pochwalony!
— A któż mnie odpowie? — przerwał chłop, tamując oddech.
— A któż? Tatusio i ja!
— Nieprawda! Was już nie będzie. U męża będziecie...