wy, Pawle, co lubicie dziwów szukać, nie patrzyli nigdy w tę wodę?
— Patrzyłem, Praksedo, i nieraz.
— A coś ty myślał, patrzając?
— Co ja myślał? — powtórzył Żużel ponuro. — Ja myślał, że tam na dnie leży złota dola...
Dokończył szeptem i głowę zwiesił zniechęcony.
— Co można o wodzie pomyśleć? — ziewnął Alchan. — Chyba, że ryba się w niej chowa i raki, a topić się mokro i zimno.
— Tak, tak, panie kowalu, nic wy więcej nie zobaczycie, jak i nie ujrzycie ducha nigdy. Wam dziwy różne nie chodzą po głowie, jak ot naszemu Pawłowi. Nie pokaże wam swego dna i sekretu nasze jezioro i upiór w oczy nie zajrzy. Wy inny człowiek. A Paweł zgadł bajkę z toni: gadało do niego jezioro.
— Jaką bajkę? — spytał Żużel.
— Ot bajkę, szarę, długą jak ta nić lniana. Ktoś ją wyprządł przed laty z prawdy czy dumki i poszła sobie z pokolenia w pokolenie, aż dotąd. Bajki nie bierze ni ogień, ni woda, ni lata. Z ludźmi ona stworzona i z ludźmi zginie na ostatniej wieczornicy.
— Powiedzcie nam bajkę — zaczęła prosić Marynka.
— Powiedzcie — dodał Paweł.
Stara Prakseda puściła w wir wrzeciono snując długą, długą nitkę, zaczęła snuć ze starej pamięci odwieczną gadkę. Wicher jej wtórował ze dworu i szelest czółenka Pawła.
— Był przed laty młody królewicz, syn możnego króla, co miał kraje wielkie i wojska orężne i zamki z kamienia, a w nich złociste komnaty. Ale rozgniewał się na króla czarodziej stary i zabił go, sługi rozproszył, zamki poburzył, wojska pognębił. I został królewicz sam na świecie, ubożuchny jak chłopskie pacholę, bez dachu i chleba i nie wiedział, gdzie głowę położyć i gdzie iść i co z sobą począć w tej niedoli.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/50
Ta strona została przepisana.