I dał mu czarodziej szpon orli i jelenie oko i nauczył, jak druha ma poznać, i odprawił. I nie było chłopca rok, dwa i trzeciego połowę, aż znowu przyszedł do starca i mówi:
— Weźcie sobie wasz szpon orli i jelenie oko! Bratum duszę odkrył, a on ją ludziom poniósł na ciekawość i śmiech. Dajcie mi, starcze, kochanie jedno dla serca i duszy, bym w niem zapomniał tego, co boli, i szczęście znalazł na świecie!
I dał mu czarodziej dudkę wierzbową, prostą fujarkę i kwiatek paproci, rzecze:
— Idź, nieboże i graj po siołach, a gdy na twą piosnkę wyjdzie dziewczyna, w warkocz jej wpleć ten kwiatek a serce ci odda i raj otworzy!
Poszedł chłopiec z czarami i nie było go rok, dwa, trzeciego kwartał, i znowu się zjawił do czarodzieja. Kwiat pod nogi mu rzucił, fujarkę w sztuki potrzaskał, a sam na ziemię upadł i gorzko zapłakał.
— Gdzie moja dola złota, starcze? Gdzie moje szczęście i spokój? Czy wy już nie macie ziela dla mnie?
— Mam! — zawołał czarodziej i zaprowadził go na łąkę zieloną i przyniósł mu czarę złocistą napoju chłodnego i rzekł: Pij!
Wypił chłopak i usnął uśmiechnięty, a starzec czarę mu z rąk wyjął i szepcząc zaklęcia, ostatnie krople rozprysnął po murawie.
I stały się dziwy: Gdzie padła kropla, wytrysnęła krynica, z krynicy rozlał się potok, z potoku zaszumiała rzeka i rosła woda, rosła nad śpiącym chłopcem, nad borem, nad ziemią. Objęła najwyższe drzewca i zamki, potopiła ludzi, tylko czarodziej rósł razem i z falą i szeptał zaklęcia. Aż gdy nad zaklętym królewiczem stanęło bezdenne jezioro, starzec zatrzymał wodę w miejscu i w środek toni cisnął puhar i zniknął. A pacholę dotąd śpi na dnie jeziora i snu mu nikt nie przerywa, ani doli złotej nie odbierze...
Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/52
Ta strona została przepisana.