Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze mi i tam było. Ale samochodów już niema.
— Co. Sprzedał?
— Wszystkie trzy. Ostatni odstawiłem wczoraj do hrabskiej administracji.
Białozor i Ida zamienili spojrzenia i uśmiech.
Korzystając ze słoty, Sawicki dostał do pomocy fornali, wyciągnięto na światło graty — i zabrał się zaraz do roboty.
— Będzie chodziła jak zegarek! — oświadczył po oględzinach.
W kącie stodoły urządził sobie warsztat, znalazły się narzędzia, jakieś chłopaki ze wsi do pomocy — o nic nie prosił, ani pytał, coś zdobywał w starem żelastwie, po coś chodził do miasteczka, miał jakieś konszachty z chłopami i był w doskonałym humorze. Po jakimś czasie zjawił się stary Suhak z Łuczy, niby w odwiedziny do córki Ohryzkowej i został na dni parę. Niewiadomo skąd wycyganili jakąś starą, polową kuźnię, zabytek wojenny, zdobyli do niej węgla i majstrowali we dwóch. Zawsze też można było tam zastać jakichś chłopów, gapiących się ciekawie i w potrzebie spełniających proste i ciężkie roboty, przesuwania