Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za pana Wyporka.
— Co? Kto to?
— Sekwestrator. Co tydzień u niej bywa.
Śmiech gruchnął wkoło stołu. Nie śmiał się tylko pan Michał — a profesor się odezwał:
— Kto mniema, żeby stał — niech patrzy, aby nie upadł. Kredyt jak woda — można pić, ale można i utopić się.
— A jeśli jest się rybą — to go czapla połknie — dodał pan Michał.
— Jakto? Czapla? Co ten ptak ma do kredytu? — spytała kuzynka ze śmiechem.
— Kredyt jest pułapką dla łakomych. Taka czapla staje w płytkich ruczajach cierpliwa, mądra i nie lubiąca fatygi. Stoi — drzemie i czeka na łakomych. Co jakiś czas wstrząsa się jakby dreszczem i wtedy z piór jej sypie się biały pył. Są to drobniutkie blaszki tłuszczu; padają w wodę i płyną z prądem. Ryby żerują pod prąd, a bardzo są na te blaszki łakome. Biorą, cieszą się chwilową sytością — i kończą w gardle bankiera.
— Jak pan to podpatrzył! — zdziwiła się kuzynka.