Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Trudno sobie wyobrazić czwórkę gorszych oberwańców.
— Oszalałaś! Pojutrze znowu się oberwą. A w szkole takiej hodowli — to kiedyś nawet z szubienicy się oberwą.
— Jeżeli nie pozamierają w zaraniu życia w takim niedozorze.
— No, kiedy się tak o nie troszczysz — ubezpieczę je wszystkie od wypadków — w zacnym zakładzie we Lwowie — na Brajerowskiej ulicy. A my pojedziemy!
— Ido, jeść i spać! — zawołał pan Michał wchodząc. — A ty, Antku, — pokaż mi plan Łuczy i trochę pomówimy o tej sprawie wypasów. No — i jeśli wytrwasz w chęci spróbowania czasowej emigracji — to zabieraj ze sobą Sawickiego.
Po wieczerzy rozłożono na stole wielki, stary plan majątku i studjowali go we troje. Jelec jednakże ziemię tę swoją znał i egzamin wuja o wartość, granice, nazwy, ilość siana, warunki zbioru i paszy zdał porządnie i ściśle. Pan Michał notował, kreślił, sumował i wreszcie rzekł:
— Z bakałarza postąpię na rządcę przyszłej jesieni. Michaś pójdzie do piątej klasy we Lwowie, ma zapewnioną stancję u pro-