Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Białozorowie ściągnęli z niego szczegółowy egzamin.
Okazało się, że istotnie wekslowe długi i podatki były spłacone — ale zarazem wszelkie możliwe dochody z Łuczy — były wyciśnięte na cały rok naprzód i na pytanie o jakikolwiek grosz na obrót gospodarski Jelec odpowiadał:
— Kulesza jakoś, coś, wykręci!
Wreszcie wyspowiadał się z funduszu na drogę i okazało się, że ma zaledwie na przejazd do miejsca, i prawie głodowanie w drodze.
Wtedy pan Michał ręką machnął.
— Niech jedzie! — zakończył, zbierając papiery. — Nic tu po nim! Straci i tę resztę i znowu weksle mi zostawi do płacenia. Niech jedzie choć jutro.
Ale na to zaprotestowała Ida:
— Przecie nie będą świętowali w wagonie. Za trzy dni wigilja.
Na to się zgodził i Białozor, a skonfundowany, zbiedzony Jelec wyszedł po tej rozprawie jak uczeń po źle zdanym egzaminie.
Ale już nazajutrz wrócił mu rezon przy połowie ryb — przy wycieczce z kuszą Michasia, przy wieczornych gawędach i opo-