Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak my! Dokończ — nie żenuj się. Pogodzeni jesteśmy z opinją potępienia, krytyki, lub w najlepszym razie drwin i żartów. Może i my nie wytrzymamy walki z obecnym systemem, polityką, kierunkiem, stosunkami i warunkami, ale przetrwamy najdłużej i wytrzymamy najwięcej. Podobno w australijskim spalonym stepie, króliki nauczyły się wdrapywać na drzewa i żyć liśćmi. To się nazywa przystosowaniem i przysposobieniem do nowych form bytowania. Czynimy jak te króliki. Nie chcemy zginąć!
— I Antoni zajął się Moroczną. Ostrożnie, — pogroził palcem Protasewicz. — Na ten majątek ma zamiary ktoś możniejszy, od nas wszystkich razem.
— W każdym razie nie pan Bóg, który jest najmożniejszy. Spróbujemy się.
— Najlepiej pilnować tylko swoich spraw.
— I to mówisz ty — zasiadający w tylu komitetach powiatowych i wojewódzkich! Ale co do tego mam też inne zdanie. Widziałem kiedyś w lesie, jak cietrzew pustoszył mrowisko. Potężny, czarny kogut ze stalowemi pazurami i dziobem. Mrówki — każda porwała po jednej poczwarce i uno-