simy o wiadomości z kraju, a mieliśmy już trochę pieniędzy, ale wydaliśmy na tego Japończyka z cyrku — na nic złego.
Koślawo, drżąco dopisał Jelec:
„To nieprawda, żem chciał uciekać — tylko myślałem, że umrę — ale żyję, i to już przeszło. Chciałbym ci przesłać fotografję moich rąk — ale przestraszę.
Na wielką zazdrość Michasia, Terka otrzymywała też karty z widokami — i oni pisali do nich często i o wszystkiem, co się zdarzyło.
Następnie przyszedł list od Jelca:
„Thais moja — jesteśmy znów na odlocie, jak ptaki wędrowne. A stało się tak. Przed paru miesiącami w jakąś wolną niedzielę wracaliśmy z cyrku na pociąg i w jakiejś uliczce natknęliśmy się na bójkę. Jakieś draby dwa obrabiały pijaka. Podobało się nam, że powalony i szarpany, zamiast wołać ratunku, klął po angielsku Francuzów. Pomogliśmy mu, bo byliśmy właśnie po lekcji boksu, i przepędzili kanalje. Wtedy Anglika zupełnie osłabłego wzięliśmy na ręce i zanieśli do apteki, gdzie go przede-