Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

Pochyliła się nad robotą, zacisnęła usta, przymknęła oczy.
Czy pokazać ojcu list, spytać o radę?
Poco? Zgodzi się — dla jej szczęścia. Czy wtedy mu rzec, że gotowa jednak zostać — jakby im czyniła jałmużnę i ofiarę — z tych paru lat osobistego życia!? Każdy z nich pracował przecie i dla niej — nigdy o tem nie mówiąc — ani, może, nie czując ofiary. Nie powie, nie spyta i odpowie jemu: zostań!
Tej nocy długo się świeciło w okienku u Idy — i nazajutrz poszedł list:
„Antosiu mój! Nigdy jeszcze nie czułam tak mocno — jakiś mi własny i kochany — jak w tej chwili — gdy ci piszę: zostań tam! jeszcze nie wracaj! Widzisz — czuję, że gdybym teraz stąd odeszła — zrobiłabym krzywdę ojcu i stryjowi i stanąłby cień tej krzywdy — na progu naszego życia, a ja chcę — byśmy w słońcu na tę drogę wspólną poszli.
„Ty mnie zrozumiesz, bo się tak do gruntu znamy — że ich zostawić samych nie mogę — nie możemy — prawda? Stryj dla nas pracuje w tej Łuczy naszej, i wzywa twej pomocy, boś przecie już możny swą