Dzieci, poza nauką, pracowały też. Michaś na warzywniku, Terka przy drobiu, który rósł i pożerał — nigdy syty i cichy.
Szofer zdrowiał i czytał. Przewertował książki Terki i Michasia, wnurzył się w Sienkiewicza. Że w stancji było mu duszno i gorąco — co rano „dwa Michały“ wynosili go do cienistego, lipowego szpaleru i tam dzień spędzał, przyglądając się życiu ludzi i zwierząt.
Sporządził sobie misternie kulę — i codzień napierał się wstać.
— Pan mnie na złość robi. Poco mnie pan zatrzymał! Jużby mnie dawno puścili ze szpitala. Albo dajcie co robić — albo się wścieknę.
Zaczepiał o tę robotę każdego, co przechodził.
Wreszcie kiedyś Ida przyniosła mu kłębek nici konopnych, iglicę drewnianą i deseczkę.
— Niech pan robi żaki na ryby.
— Jakże to się robi?
— Przyślę panu Michasia. On nauczy.
Michaś wytłumaczył, zaczął — i poszedł, bo nie miał czasu.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.