Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/116

Ta strona została przepisana.

— Zapewne. Znajduję, że każde dziecko powinno być równo uposażone, ponieważ nie jest jego winą ani zasługą data urodzenia lub płeć.
— Ach, więc równouprawniasz i kobiety!
— A jakże. Bądźmy logiczni, uważamy je za słabsze, a dajemy mniej, niż silniejszym.
— Jak to widoczne, że sióstr nie posiadasz!
— Nie posiadam też funduszu, tylko o tyle, o ile go sobie sam uzbieram. Żebym miał siostrę, przedewszystkiem zbierałbym dla niej, aby miała byt niezależny i wygodny.
— Kawalerowie, szukający posagu, byliby ci bardzo wdzięczni.
— Siostra moja, mając swój fundusz w ręku, nie śpieszyłaby tak nieopatrznie zamąż i miałaby swobodę wyboru.
— Nie posiadasz też braci. Bardzo łatwo apostołować poświęcenie w takim razie. Inaczejbyś myśłał, żebyś miał perspektywę, iż twoją kolonję wypadnie dzielić na części.
— Kolonja jest własnością ojca, a ja nie kaleka ani idjota, abym tylko na gotowe rachował. Cóż to? Świat mały? Ojciec mój znalazł chleb w Algierze, ja mogę go poszukać w Australji lub w Ameryce.
— Jabym tego nie przeżyła! — rzekła pani Matylda. — Któżby mi oczy zamknął?
— Któżby mnie zastąpił? — dodał Tedwin, zapomniawszy już o początku rozmowy.
Dysputa stawała się gorąca, gdy ją szczęściem przerwał pan Józef, zwracając się do gospodyni domu:
— Czy uważasz, Matyldziu, twój kucharz znowu włożył cynamonu do kremu? U jakich on pofesorów służył przedtem?
— Nie może być! Doprawdy, nie zauważyłam. Ignacy, zawołasz do mnie kucharza! Muszę mu to sama wymówić. Do jakich granic dojdzie samowola teraźniejszej służby? Czy u was, Feluniu, dzieje się coś podobnego?
— Nigdy! — zaśmiała się panna Felicja. — Nasza kucharka, murzynka, jest tak niezaradna, po-