mimo dwudziestoletniej służby, że ja sama odtąd siedzę w kuchni podczas gotowania obiadu.
— Ach, Boże! I nie miewasz migreny? Ja w kuchni nigdy nie byłam, ale tam podobno okropny swąd i gorąco. Straciłabym apetyt.
— Biedna ciocia poświęca się dla nas! — rzekł Kostuś, posyłając jej serdeczne spojrzenie. — I ojciec i ja napróżno jej to codziennie wymawiamy.
— No, no, kiedyście mnie zrobili gospodynią domu, to się do moich czynności nie wtrącajcie! Ja ciebie nie uczę nawadniania i niwelacji, ty mi się do kuchni nie mieszaj. Jak się ożenisz, będziesz żonę musztrował.
— Masz się żenić, na serjo? — zagadnął Wiktor.
— Tak! — potwierdziła stanowczo panna Felicja.
— Ano, to ja ci wyswatam pannę! — ofiarował się pan Józef, zacierając ręce.
— Dziękuję, może znajdę i sam. Mam gust oryginalny, możemy się w wyborze nie zgodzić.
— Zazdroszczę ci możności żenienia! Mnie brak na to środków — rzekł Wiktor.
— Czy tu prawo wymaga do tego aktu funduszu? Myślałem, że na to trzeba tylko mieć wiek odpowiedni, obopólną zgodę i legitymacje w porządku dla urzędu świeckiego i duchownego.
— Ja potrzebuję dziesięć tysięcy rubli na staranie i drugie tyle na postawienie domu na odpowiedniej stopie. Zresztą trzeba uważać, kogo wybrać, aby na sumie posagu nie oszukano. Trafia się to coraz częściej. Obiecują setki tysięcy, a po ślubie kończy się na dziesiątkach albo na procencie od sumy, która istnieje na lodzie. Literalnie niema panien w naszych stronach.
— Werbiczówna zaś nie pojedzie tak daleko! — wtrąciła pani domu, mimowoli zdradzając niepokój, by Konstanty o tej nie pomyślał.
On się zaśmiał niefrasobliwie.
— Może się trafi taka, co się odważy, tembardziej, że mi nie bardzo chodzi o posag. A jeśli nie — i w tem świat nie ciasny!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/117
Ta strona została przepisana.