Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/136

Ta strona została przepisana.

— Ma posag bardzo piękny, trzydzieści tysięcy.
— Ma? Doprawdy? Gdzież on?
— No, u ojca. Dostanie, gdy wyjdzie zamąż.
— To mąż dostanie zatem! A jeśli zamąż nie wyjdzie?
— To go jej bracia wypłacą po śmierci ojca.
— Ależ ci bracia, skoro tylko skończą szkoły, bywają wyposażeni. Ona, zdaje mi się, z odznaczeniem skończyła instytut.
— Et — oburzył się Różycki — co wam teraz w głowach świta! Ty jesteś wiadoma fiksatka. A ona, kiedy z losu nie rada, czemuż zamąż nie wychodzi? Miała doskonałe partje.
— Mój stryju, doskonała partja jest taka, wobec której rozsądek ślepnie i głuchnie, a ona widocznie takiej nie miała i na tego nurka też zaryzykować się nie może. Tak, tak, biedny wyrodek! Powiadają, że syty głodnego nie rozumie; nieprawda, bo ja ją rozumiem bardzo dobrze i żałuję serdecznie.
— A ja myślę wyswatać jej naszego Jamonta.
— Dobrze, że stryj mu po mnie nie swata którejś z Janickich, tych perlic, bo byłabym śmiertelnie obrażona. Ale cóż ten Jamont za kukła, że sam nie wybiera? Muszę ja go zbuntować.
— Dajże pokój, Rito! Ciotka mi go zleciła, a ja radbym dobrze jej usłużyć.
— Ta ciotka, to stryja narzeczona i ideał! Mam bardzo złe o niej wyobrażenie.
— Bardzo proszę! To nie jest osoba, z której pozwoliłbym żartować.
— Ja nie żartuję, ale czemu nie została moją stryjenką?
— At, ludzie popsuli. Kiedyś ci to opowiem, ale to diament, perła; takich już niema teraz. Wy wszystkie macie przewrócone głowy, a ta — zdrowa i czysta dusza!
— My to może mówić będziemy naszym synowicom. Świat nie stoi i każdy wiek wytwarza właściwe sobie typy Mam może przewróconą głowę, ale w tem przynajmniej dojrzałą, że „nie plwam wzgardliwie na