to, co niegdyś wieńczono wawrzynem“. Wzamian niech stryj nie poniewiera moich dążności i zasad!...
Znowu spoważniała i oczy jej się pogłębiły pod myślącem czołem, na którem już parę brózd lekkich pokreśliło życie.
— Ja jestem anomalją, stryju, bo jestem tylko protestem... Cóż! Każdy wiek i każdy stan i każda klasa posiada w swoich dziejach takie anomalje. Rupiecie potem się usuwa i znika, ale musiało być potrzebne, jeśli było!
— Rupiecie! — uśmiechnął się gorzko Różycki. — Tak, i ja czuję, że jestem podobnem rupieciem. Dziwnie mi wśród postępujących lat!
Wśród tej rozmowy wyszli niepostrzeżenie z pasieki i z ogrodu i dziedzińca.
Wąską, zieloną dróżką szli między dwiema ścianami dojrzałego żyta, które, muskane przedwieczornym powiewem, coś szepcząc, chyliło się im w pokłonie.
— Moje łany już skończyły pracę tworzenia! — rzekł pan Erazm zamyślony, przesuwając ręką po ciężkich kłosach.
Rita wdal rzuciła oczy i wskazała mu łan sąsiedni, czarny, nagi.
— A tam na ciebie znowu siew czeka, stryju! Siej, siej, dalej, ciągle, bo z nas żadne ciebie nie zastąpi! Do tej pracy myśmy za słabi i nieudolni. Tyś gospodarz tutaj!
Różycki wyprostował się i uśmiechnął. Pochwała dziewczyny doszła mu do serca.
— A cóż? Nie porzucę! — odparł. — A silny jestem, wiesz, dlaczego? Bom stary!
Szli dalej, ukołysani ciszą do łagodnego smutku.
— Wiesz, dziecko, jednak mi bardzo ciężko, że z was żadne mojego trudu kochanego nie pokochało — zaczął stary znowu. — O, nasze zimy takie długie samemu!
— Już ja nad tem myślałam, stryju. Adaś za słaby i nazbyt artysta, ale Szymka ja nawrócę, stryju! Za lat kilka stanie przy tobie do pracy.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/137
Ta strona została przepisana.