Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Myślisz! — zawołał z rozjaśnieniem w oczach.
— Zobaczysz. Jeszcze teraz niedojrzały on, jeszcze za młody, za gorący! Ale ja nad nim pracuję, z tego wrzenia, z tych wpływów różnych utworzą się kryształy i wtedy będziesz się nim cieszył, stryju, o, będziesz rad! I mnie już nie zwymyślasz od „przewróconych głów“, zobaczysz!
Stary objął jej głowę oburącz i ucałował serdecznie. Były to i przeprosiny i podzięka.
— On się tak wzdraga, gdy mu wspomnieć wieś i rolę! — ozwał się z powątpiewaniem.
— Czyż stryj nie rozumie? On się wzdraga, bo się boi ciężarów obowiązku, a pojmuje je poważnie i spełni sumiennie. Ale jeszcze sił dosyć nie czuje, a przytem ta rola jest własnością stryja, a on jak widma boi się interesowności. Więc powiada: Gdy będę miał technikę i hartu nabiorę, a stryjowi będę potrzebny, pójdę do niego na służbę. Teraz nie mogę tam być!
— O, Rito, jeśli mnie kochasz, utrzymasz go w tym zamiarze! Widzisz, ja się tak lękałem, że wy nie dbacie o mój trud. Ujęłaś mi dziesięć lat życia, tak spoważniałem. No, przecie! Wytykano mnie palcami za wasze wychowanie amerykańskie, no, przecie! A ja się broniłem: żeby własne dzieci, tobym ostrzej trzymał, ale sieroty braterskie, trudno! Dam z siebie uczciwy przykład, dam naukę, dam fundusz, a dalej swobodę. Niech sieroty Bóg musztruje!
— Myśmy nigdy przy tobie, stryju, nie poczuli sieroctwa, każde ci teraz gotowe duszą zapłacić! I zapłacimy, zobaczysz!
Różycki nagle stanął i popatrzył na nią.
— Rito, — rzekł z namysłem — jak to dobrze, że ty do małżeństwa nie masz powołania. Ci chłopcy bez ciebie jeszczeby się pomarnowali, doprawdy! A przytem, gdybyś miała głowę, pełną kawalerów, czyżbyś miała czas i ochotę pomyśleć o nas tak gruntownie, tak nas poznać, wszystko ułożyć? Nie!
— Cha, cha, cha! — wybuchnęła Rita swawolnym, serdecznym śmiechem, w którym była