niemała doza triumfu, z pobicia starego własną jego bronią.
Zaśmiał się też Różycki, bynajmniej nie urażony, ale po chwili spoważniał znowu.
— To jest moje osobiste zapatrywanie, samolubne i ciasne, bo zresztą, pomimo że cię kocham i cenię, Rito, wyznać muszę, iż taki typ, jak twój, jest nienormalny; zdrowe organizmy społeczne nie powinny wydawać podobnych. Ty jesteś okazem choroby, wycieńczenia, nieprawidłowego tworzenia czegoś nowego w świecie. Warunki, które cię taką ukształtowały, to ferment wielu stuleci! I dlatego, pomimo wszystkich szczęśliwych warunków, i ty szczęśliwą być nie możesz. Teorje nowe trzeba na starej praktyce szczepić; oderwane, same niczem nie będą. Będziesz to czuła zawsze rozdźwiękiem w sobie.
Rita popatrzyła na niego uważnie, zamyśliła się i milczała.
Może w gruncie przyznała mu słuszność, ale wstręt do owych starych praktyk był nad to silniejszy.
Wracali już ku domowi w błękitnym zmroku, a spokój ich spaceru pozostał za nimi na tej ścieżce polnej.
Teraz na utartej drodze ruchem i gwarem wieczoru byli otoczeni.
Z pastwisk ciągnęło bydło z tupotem ciężkich racic i długiemi porykami, potem szara ćma owiec zagrodziła im drogę, podnosząc tuman kurzu, potem szła armja robocza, ludzka, słońcem spalona i potem oblana, a przecież taka zdrowa i wesoła! Śpiewy ich napełniały powietrze falą przeciągłej melodji.
A naostatek szły maszyny rolne, zgrzytające swojemi kadłubami żelaznemi, dziwacznych kształtów, jakby ciężka artylerja, z placu boju wracająca.
Eskortowali je fornale, oklep na koniach, a zamykał pochód wódz tej drużyny, stary rządca, rówieśnik i towarzysz pracy pana Erazma.
Ten, na widok pana, zatrzymał swojego dropiatego mierzyna, zsiadł i do towarzystwa się przyłączył.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/139
Ta strona została przepisana.