Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/155

Ta strona została przepisana.

samotne wieczory w gabinecie, gdy nie było gości. Domowi spędzali wieczory osobno.
Z czytania gazet, pleśni partykularza i ciasnoty horyzontu, wyrodziła się też w Werbiczu na starość manja politykowania.
Gdy się zjechał z sąsiadem, przegadawszy kwestje lokalne, gospodarskie i ekonomiczne, rozpoczynał dzielić Europę, a czasami zapędzał się i do Azji. Dzielenie to miało za podstawę nie logikę i równowagę społeczną, ale własne chęci Werbicza i jego widzimisię.
Były to dziwolągi polityczne, ale rzecz dziwna, Różycki, który rad żartował i drwił z bliźnich, nigdy nie śmiał się z Werbicza i słuchał go cierpliwie. Szanował te ostatnie marzenia biedaka.
Wszystko to opowiedział pan Erazm Konstantemu po drodze do Zagajów, tak że młody człowiek, wchodząc do obcego domu, znał już jego mieszkańców.
Nie dziwił się więc wyciętym lasom i polom, licho uprawnym, ani budowlom, stawianym z lichego materjału.
Nie zdziwiła go postać gospodarza, wyniszczona, sucha, twarz żółta i pomarszczona, głowa siwa.
Poznał prawnika, patrzącego z pod brwi ponuro, i filologa, uśmiechającego się zimno.
Odnalazł w młodszych panienkach znudzenie i dumę, w starszej skończony, dodatni typ kobiety dojrzałej, rozumnej, chłodnej i umiarkowanej wskutek długiej pracy nad sobą.
Nastrój całego domu był mroźny i sztywny, poglądy zaprawione gorzkim sarkazmem lub martwą obojętnością, całe otoczenie, atmosfera, sprzęty, zda się, mówiły, że tu długo żyją ludzie nie prostą, szczerą radością lub smutkiem, ale sztuczną, wytworzoną fałszywie egzystencją.
Kostuś, nawykły do biedy rzetelnej w dzieciństwie, do wywalczonego bytu, do prawdy i szczerości, do złego i dobrego w pierwotnych formach, uczuł się tu nagle jakby spętany, odurzony, zalękniony, że