Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/159

Ta strona została przepisana.

w wojsku, należałem do stowarzyszeń i klubów, miałem pieniężne i moralne rozprawy i mogę śmiało twierdzić, że nigdzie nie była tolerowana i chwalona nieuczciwość, oszustwo i krzywda, a zasady i honor mieliśmy na swojem godle! A znam młodzieży i kolegów w moim wieku legjon.
— Należysz pan zapewne do marzycieli i utopistów.
— Wcale nie. Nawet nie należałem nigdy do bohaterów i zapaleńców. Stałem zawsze w szeregu szarym, obcowałem z przeciętnemi typami różnych warstw. Spotykałem rzetelne cnoty między podobnymi sobie, wcale nie wybitnymi ludźmi, którzy z tego nie czynili sobie chluby i sławy, a uważali za najprostszy obowiązek i rzecz powszednią.
— Wiele rzeczy zdaje się ludziom, którzy sądzą powierzchownie i wierzą pozorom.
— I to nie — wmieszał się Różycki — tylko wy, moi panowie, mówicie swoje, a on swoje. Wy jesteście chorzy pesymiści, a on wychowany zdrowo i normalnie. Nie porozumiecie się nigdy.
— Udało się panu pozostać długo młodym! — zakończył uparcie filolog tonem lekceważącej wyższości.
— Nie róbcie mu z tego grzechu! — zaśmiał się Różycki. — Powinien być młodym i silnym, bo ma przed sobą wiele do czynienia. Może się ożenić, założyć rodzinę, wychować dzieci, dać im chleb i przyszłość, sobie zapewnić spokój na starość. Żeby nie miał młodości, jakżeby temu podołał?
— Świat może się doskonale bez tego obyć. Zakładanie rodziny i pomnażanie ludzkości w obecnych warunkach jest bardzo wątpliwą zasługą.
— Pewnie, pewnie. Chore osobniki czynić tego nie powinny, ale zdrowi i użyteczni nie potrafią nawet zasklepić się w egoizmie i martwocie.
Konstanty, czując sukurs, roześmiał się.
— Teorje pesymistyczne nie są dla mnie nowością; grasują one i na Zachodzie. Spotykałem często mizantropów i desperatów podobnych. Byli