albo bardzo bogaci, albo wykolejeni, albo leniwi i słabi. Patrzyłem na nich, dziwiąc się, poco żyją i jak żyć mogą. Nie zdawali mi się niczem wyższem i rozumniejszem, chociaż to ma być objaw wyskoku umysłowego. Wyleczyłaby ich rychło rzetelna potrzeba chleba.
— Pan wyobrażasz sobie, że ludzie głodni myślą tylko o chlebie, a nad ogólnym stanem ludzkości nie mogą się zastanawiać!
— Myślę, że żaden z panów głodu nie rozumie ani w literalnem znaczeniu pracy o byt. Tutejsze społeczeństwo jest tak jednostronne! Mówię o warstwie, którą poznałem dotychczas. Każdy ma obszary ziemi, jest rządcą, królikiem, rachmistrzem, ma na pomoc kredyt, dysponuje, dogląda, bywa zamożny lub obciążony długami, ale nie pracuje w ścisłem znaczeniu słowa i nie bywa głodny literalnie. Jest nieszczęśliwy, z głową przepełnioną fatalnemi rachunkami, ale ma dach nad głową i obiad zapewniony, więc może sobie pozwolić na roztrząsanie kwestyj społecznych i bawienie się w pesymizm. Inaczej dzieje się u nas, na kolonjach. Za pieniądze kupujemy kawał ziemi, z której mamy tyle, ile zechcemy własnemi barkami i rękami zapracować. Możemy mieć tylko chleb i opłacone podatki, możemy zbierać pieniądze, możemy zostać nędzarzami bez dachu, żyjącymi z dnia na dzień. Znam ludzi, którzy z kolonistów zamożnych spadali na tragarzów portowych lub wyrobników dziennych i dobijali się znowu dobrobytu. Znam w tamtych stronach zbójców i oszustów, próżniaków i łotrów, znam wszystkie typy, ale nie widziałem nigdy pesymisty z zawodu! To jest wykwit skomplikowanych warunków życia.
— Przyznasz pan jednak, że do życia, o którem mówisz, trzeba być inaczej hodowanym i wychowanym. Nie każdy może być tragarzem.
Tu filolog spojrzał ukośnie na ręce Jamonta, a potem na swoje.
— Może być, gdy musi — odparł Konstanty — a musi, gdy głodny i nie ma gdzie być pasorzytem.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/160
Ta strona została przepisana.