Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/163

Ta strona została przepisana.

takt i miarę, porządek i ład w domu, powściągliwość, obejście, słowa.
Poza jej urokiem zniknęły nieprzyjemne cechy domu: moralne kalectwo braci, sztuczność sióstr, ironja wszystkich.
Tylko myślał z rozkoszą, jak ją stąd wyrwie i uszczęśliwi.
Wyjechał rozmarzony i całą drogę zwierzał się ze swoich planów Różyckiemu, który potakiwał wszystkiemu, bardzo z rezultatu jazdy zadowolony.
Zaopatrzył się w fotografję panny Zofji, w celu pokazania jej pannie Felicji i cieszył się, że jej tak dobrze usłużył.
Nagle w pół drogi, Kostuś się odezwał:
— Chciałbym bardzo zobaczyć się z panną Ritą. Panna Werbiczówna jednakże nie ma ani jej szerokiego poglądu, ani wybitnego rozumu.
— Et, brednie! — odparł Różycki. — Rita miałaby mnóstwo do nauki od panny Zofji, żeby nie wyobrażenie o swoim rozumie. Jurek, zawracajże do Jagodzina
— Gdzie jeszcze? — zdziwił się Kostuś.
— A do Janickich. Przecie nie darowaliby mi do śmierci, że do nich nie przywiozłem kawalera. Mają trzy panny na wydaniu.
— Och! — stęknął Kostuś. — Ale już będą ostatnie, nieprawda?
— Tak. Potem już będziesz wybierał.
— Żeby je mieć wszystkie w Algierze, to wiek zbyłbym, jeżdżąc od jednej do drugiej. To bieda, że tylko jedną wybrać trzeba.
— A jabym ci pewnie i trzech nie żałował, tyle ich tu siedzi.
Jurek skręcił w lewo. Minęli parę wsi brudnych, kilka lasów sosnowych, kilkanaście mostów dziurawych i wreszcie wjechali między topole wysady dworskiej i na podwórze, otoczone krzewami.
Na widok zaprzęgu w domu powstał ruch i bieganina, w oknach ukazywały się i nikły różne głowy, słychać było wołanie.