Rita z panną Werbiczówną oglądały jakąś osobliwą różę; Kostuś już pocieszony po wdowie, opowiadał coś żywo pannie Zofji.
Panna Felicja wzięła go bez ceremonji pod ramię i uprowadziła na stronę.
— A co, oświadczyłeś się Ricie? — spytała.
— Już z dziesięć razy!
— Więc skończone?
— Kiedy ona mnie nie chce.
— Więc pocóż tkwisz przy niej?
— Bo mi z nią dobrze.
— Ależ ty się żenić przyjechałeś! Miesiąc już bawimy napróżno!
— Jak to napróżno? Odsiaduję parafję, inaczej mi żaden ksiądz ślubu nie da.
— Aleś ty się jeszcze na żadną nie zdecydował!
— Ja jestem nawet na wszystkie zdecydowany. Cóż robić, gdy mnie żadna nie chce!
— I słusznie. Żadna nie zechce, widząc, że się do wszystkich umizgasz. Ale ja na to patrzeć nie mogę i zapowiadam ci, że, jeśli sam wyboru nie uczynisz, poproszę pana Erazma, aby się za ciebie oświadczył jednej z Janickich i sama do nich pojadę, a o wszystkich twoich sprawkach doniosę ojcu. Tego już za wiele! Co ty robisz!
Wykrzyknik ten stosował się do tego, że Kostuś, słuchając perory, dobył z kamizelki złotą sztukę stufrankową, wyrzucił ją w górę, a gdy upadła na ziemię, nogą przykrył.
— Ja, ciociu, wybieram! — odparł spokojnie. — Głowa, czy napis? Werbiczówna, czy Rita?
— Janicka! — rzekła gniewnie panna Felicja, odchodząc do ganku.
Kostuś podniósł monetę trochę niespokojny.
— Gotowa doprawdy wziąć na kieł. O, ja nieszczęsny! Czemu się to człowiek nie rodzi żonaty! Dzięki Bogu, nieba mi zsyłają pana Erazma. Muszę ciotkę uprzedzić.
Istotnie dzwonek u furty zajęczał, a w niej ukazała się najpierw pani Zofja Holanicka, za nią Różycki.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/180
Ta strona została przepisana.