— A ja się lękam skrzywdzić ubogiego — rzekł Werbicz. — Zawirski ma za sobą wyroki i moc, może być wspaniałomyślnym. Lepiej uniewinnić dziesięciu winnych, niż skazać jednego niewinnego! To moja maksyma.
— Słuszna, chrześcijańska! — mruknął Jawornicki, sącząc złotawy napój z kieliszka.
— Mój Boże, cośmy wycierpieli! — jęknął Mancewicz — Wygnano nas ze straży w mroźną noc, siłą, jak zbójców! A my tyle lat wiernie służyli dworowi. Bodajem wrósł w ziemię, jeślim kiedy co złego panom uczynił!
— Dzięki Bogu, że waszych zaklęć niebo nie słucha — zaśmiał się szyderczo Różycki — a to mielibyśmy tu w stancji, u Kiwy, wrosłego w ziemię człowieka.
— Mój przyjacielu! — rzekł Werbicz — pan Zawirski nie chce twej zguby, ale twoim uporem naraziliście go na wielkie straty. Pięć tysięcy rubli kosztuje proces.
— I kosztowałby drugie tyle, żeby synków tego dobrodzieja nie złowiono na gorącym uczynku, jak podpalali folwark Malewicki. Wtedy złożyli broń. Słuchajno, stary! Kupiłeś majątek, tytułujesz się obywatelem, w tym kraju my giniemy, wy zajmujecie nasze miejsca. Śliczna młoda szlachta i właściciele ziemscy! Całe szczęście, że są kategorje, bo inaczej, jeśli wam dalej pozwolę tak dokazywać, zrobicie z tego kraju tatarszczyznę. Dzięki Bogu, żem stary i że tej waszej gospodarki nie zobaczę u siebie.
— W miłosierdziu pańskiem moja nadzieja! — jęknął Mancewicz, padając do nóg Werbiczowi i Jawornickiemu.
— Bądź dobrej myśli, mój człowieku! Nie wyzyskamy naszej przewagi! — rzekł Werbicz, a grubas dodał ze śmiechem:
— Jesteście szelmy, ale że się lubicie pieniać, to znak, żeście polska szlachta. Tak, tak, to tradycja szanowna, stara! Idź, idź! Nie zawiedziesz się, żeś swój sąd wybrał.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/205
Ta strona została przepisana.