Stali u drzwi. Konstanty czuł, że go gniew ogarnia.
— Mój kuzyn, Tedwin, jest więc szczęśliwym wyjątkiem — rzucił przez zęby.
Kobieta pobladła i rzuciła mu spojrzenie dzikie prawie.
— Tak, jest wyjątkiem! — odparła, zamykając mu drzwi przed nosem.
Zaklął i odszedł, poprzysięgając zemstę.
Wałęsał się po ulicach czas jakiś, układając różne plany bezsensowne, wreszcie uczuł nieprzepartą chęć podzielenia się swojemi wrażeniami z Ritą i poszedł do dworku panny Stefanji.
Nie była to jednak pora do zwierzeń.
Dworek był pełen gości.
Weszło to oddawna w zwyczaj miasteczka, że po nabożeństwie niedzielnem znajomi schodzili się w dworku i zostawali na obiedzie.
Teraz w dwójnasób się zebrali, a wszędzie było pełno i gwarno, jak w ulu.
Biedny Adaś, zaczerwieniony, zmęczony, rozstrojony doszczętu, słuchał ogólnych pochwał z miną męczennika; Różyckiego wzięła w obroty pani Zofja, rada z uprzejmego i potężnego pomocnika; stary Jawornicki przedstawiał córkę, przekonany o szalonem wrażeniu, jakie uczyni; Zawirski prezentował syna, Werbicz politykował z panną Felicją, panny oglądały kwiaty; młodzież, z pięknie ufryzowanym Wiktorem na czele, motylkowała około Jawornickiej; Tedwin zabawiał rozmową o swoich fabrykach Zygmunta, który przypatrywał się gołębiom na dachu i nie słuchał wcale.
Był tam i Stefan, ale rychło się znudził, więc poszedł w głąb domu i ofiarował swoje usługi pannie Stefanji, krzątającej się w jadalni.
— Niech ciocia tam pójdzie gadać, bo już zupełnie babcię odurzyli! — rzekł. — Ja tu wszystko pięknie przygotuję!
Jadwisia trzymała się Rity, która oglądała ciekawie wszystkich i gromadziła materjał do karykatur.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/223
Ta strona została przepisana.