Różycki, wysłuchawszy opowieści do końca, wstał i przeszedł się parę razy po ganku.
— Tak — rzekł z goryczą. — Tutaj miejsca dla nas niema.
— Nie mów pan tak! — przerwała panna Stetanja. — Życia nie tyle, co na ziemi.
A stara matka swoją białą, suchą dłoń położyła na pochylonej głowie kobiety i rzekła:
— Młodość, przebyta w trudzie, to zadatek na spokojną starość. Jesteś jeszcze bardzo młoda, odżyjesz na nowo i wszystko to jak sen się rozwieje.
Kobieta potrząsnęła głową niedowierzająco.
Staruszka przejęła ten ruch.
— Nie przecz! W człowieku wszystko się odnawia i odradza, a kto ma dziecko, ten nie może być zimnym i zamarłym. Dziecko cię nauczy śmiać się i śpiewać, marzyć i kochać!
Tu pan Erazm żartobliwie się uśmiechnął i siadając przy niej, szepnął wesoło:
— A że dzieciak uparty i samowolny, jak pani mówisz, do wychowania trzeba pomocnika. Niedługo czekając, pani Heleno, wyswatam ci tęgiego chłopaka na męża, bo to doprawdy grzech, żeby taka śliczna kobieta marnowała się samotnie! Ja na to nie pozwolę!
— Naturalnie! — potwierdziła stanowczo panna Felicja.
Wdowa uśmiechnęła się smutnie zamiast odpowiedzi i powstała, bo krzyk Toli przechodził granice przyzwoitości.
— Na litość boską, to dziecko robi się szalone pod pana opieką! Dosyć, Tolu, chodź do domu!
Tola usiadła na trawie, poczęła bić nogami w ziemię, a piąstkami odpychać matkę.
— Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Ja tu zostanę z tatkiem! — krzyczała wniebogłosy..
— Z jakim tatkiem? Cicho! Będziesz stała w kącie za pokutę!
— Z tym nowym tatkiem? Tola jego kocha!
Paluszkiem wskazywała Kostusia.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/231
Ta strona została przepisana.