Tym razem rozhowor stał się tak ożywionym, że obudził matkę.
Zerwała się z niepokojem i uspokojona natychmiast, spojrzała z wdzięcznością na Kostusia.
— Przepraszam pana za nią! — rzekła.
Tola skoczyła na ziemię i pobiegła do niej.
— Mama śpi, a on Toli dał ham i cacka pokazał, Tola bardzo jego kocha.
— Tolu, nie mówi się „on“, ale „pan“.
— Kiedy on nie pan, on Kostuś — doprawdy.
Zaśmiali się oboje. Przebudziła się panna Felicja i natychmiast poczęła wołać:
— Jezus Marja! Ja tu nic okolicy nie poznaję! Pewnie przespaliśmy stację. Kostuś!
Uspokoił ją i wrócił do wdowy.
— Pani też niedaleko od kresu podróży?
— Zaledwie parę stacyj.
— My już wysiadamy na następnej. Jaka szkoda, że się rozłączamy. Mógłbym może mieć przyjemność usłużenia pani. Jednakże mam nadzieję spotkania w przyszłości. Pozwoli pani się przedstawić: Konstanty Jamont!
— Helena Wojakowska!
Podała mu drobną, chudą rękę do uścisku, a Tola dodała ze śmiechem:
— Mama Hela! Mama Hela!
— Rany Boskie! — zawołała nagle panna Felicja. — Zgubiłam wszystkie pieniądze! Awantura!
Kobieta podniosła się nawpół, ale ją powstrzymał zupełny spokój Konstantego.
— Niechże pan pomoże szukać! — rzekła.
— Ach, pani! Słyszę to tyle razy już. Przestałem wierzyć! Zaraz się odnajdą.
Jakoż po chwili głębokie odetchnienie ulgi wydobyło się z ust panny Felicji i wnet nawoływanie synowca.
— Kostusiu, zbierz drobiazgi! Możemy zmitrężyć stację i dalej pojechać.
— Nie wielkie nieszczęście — zamruczał i dodał z odrobiną niecierpliwości. — Ciotka się tak miota, jakby pierwszy raz w życiu używała kolei.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/31
Ta strona została przepisana.