i wątrobą. Nie długo pociągnę — dzieci drobne zostawię. Nie z innego powodu — tylko serwitut.
— Ale cóż to wreszcie?
— To jest, że mam majątek, a o miedzę wieś, z dwustu chat złożoną. Wieś ta ma prawo spasać mi pola i łąki oraz zbierać opał w lesie. Na łąkach zaś pierwsze siano należy do mnie, potraw zaś do chłopów.
— Procesuję się z nimi całe życie. Wracam z sądu, przegrałem sprawę.
— Dawnobym majątek sprzedał, ale żona nie daje! Ot, dojeżdżamy do wsi. To już moje pola, moje utrapienie i zgryzota.
Bryka Alkony wtoczyła się do wsi i stanęła przed wielką, odrapaną karczmą z podsienią na słupach. Wnet z niej wyległ tłum żydów i otoczył wehikuł, a dwie krowy i koza poczęły bez ceremonji wyciągać siano z pod nóg podróżnych.
Panna Felicja zdecydowała, że tu należy spożyć obiad. Weszli tedy do izby.
— Ujechaliśmy trzy mile zaledwie! — rzekł Kostuś. — Jabym radził naznaczyć sobie punkt bliższy niż Sadyby, bo kto zaręczy, czy żywi tam dojedziemy? Tu oprócz jaj i wódki niczego więcej do spożycia nie mają.
— Myślałam o tem. Zatrzymamy się w Malewiczach u Zawirskich. Serdeczna moja przyjaciółka, Wojniczówna, jest zamężna za Zawirskim. Tam nas przyjmą całem sercem. Jest tu blisko ktoś jeszcze dobrze znajomy, pan Erazm Różycki, ale tam wstępować nie mogę, chyba w ostateczności.
— Dlaczego znowu?
— Bo rozstaliśmy się bardzo źle — odparła z uśmiechem. — On się kochał we mnie.
— I dostał arbuza? — odpowiedział wesoło Kostuś.
— Coś w tym rodzaju — rzekła wymijająco. — Ale to stare dzieje. Pewnie się ożenił, zapomniał, dzieci ma dorosłe. Chciałabym go jednakże spotkać.
Kostuś miał żart na ustach, ale się powstrzymał. Całem swojem życiem stara panna wysłużyła sobie
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/40
Ta strona została przepisana.