— Blisko tego — odpowiedziała ciotka. — W wagonie zawarł znajomość z jakąś wdową.
— Za pośrednictwem cioci! — wtrącił Konstanty.
— I całą drogę niańczył jej córkę czteroletnią.
— Wolałbym matkę, ale ciocia mi nie dała dokończyć.
— Pani pozostała tedy bez litości — rzekł pan Erazm.
Wzięta we dwa ognie, panna Felicja zatkała uszy dłońmi.
— Wysiadam, jeśli pan nie będzie szanował swych lat, a on moich — zawołała.
— Ależ ja ciocię szanuję, jak samą boginię Westę! Chciałem się przecie ożenić z wdową.
— Bardzo moralny zamiar. I ja w pana wieku miewałem podobne.
— Furmanie, stój! — krzyknęła panna Felicja. — Ja wysiadam. Wy się Boga nie boicie. Ten urwisz myśli, że jest w garnizonie, a pan, pan, któremu chciałam go polecić w opiekę, prosić na swata, bredzi do współki. Mieli słuszność ludzie w sądzie o panu.
— Co? Więc to ludzie panią zbuntowali. Pani wierzyła plotkom, oszczerstwom! — oburzył się Różycki z takim zapałem, jakby to była kwestja wczorajsza. — A ja, naiwny, wierzyłem, że pani się poświęca dla rodziny, dla brata. No, więc cóż ludzie wymyślili na mnie, niech posłyszę przecie!
— Powiedzieli, że pan libertyn, no i miałam tego dowód przed chwilą, niedowiarek i prawie nie bywał pan nigdy w kościele, egoista, popędliwy, przykry w domowem pożyciu.
— Co? Kto to powiedział wszystko? Wojnicz zapewne, który mi wiecznie zazdrościł i zazdrości. Libertyn! Także gadanie; on może sam święty. Niedowiarek! Cóż to, zmieniłem wyznanie, ożeniłem się z żydówką? Egoista! Dobrze, dobrze, pokażę pani w domu moje rachunki. Popędliwy! Niech pani zapyta mojej klucznicy, która jest w Rogalach już pięćdziesiąt lat! Takie brednie! I pani mi nic wtedy nie powiedziała! To dopiero historje!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/55
Ta strona została przepisana.