Gdy Magda raz pierwszy poszła do pracowni Filipa, nie zastała go w domu.
Na stalugach szkic „Salamandry“ kurz pokrywał, farby nie były nawet rozpakowane. W sypialni portret baronowéj wisiał nad otomaną, i tam widocznie przesiadywał Filip, bo leżały na stoliku cygara i kilka książek. Spojrzała na tytuł téj, w któréj tkwił nóż kościany. Było to „L’Oeuvre“ Zoli. Rzuciła książkę z niesmakiem i smutkiem. Inne były romansami francuskiemi najgorszego gatunku. Wróciła do pracowni.
Chciała odejść, ale po chwili namysłu rozpakowała farby, obejrzała szkic na stalugach i zaczęła go podmalowywać. Zrazu robiła to jakby dla zabawy, ale prędko zapomniała nawet o celu swojéj wizyty, zajęła się rzetelnie.
I tak ją Filip zastał i zdumiał się.
— To ty! Patrzcie, i już smaruje. Aleś niewłaściwie tu użyła cynobru.