Strona:Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu/189

Ta strona została przepisana.

— Zapewne — jeśli ten pozwoli. Zależymy od fantazyi i pijaka i brutala, przytém bankruta. Urządzi szantaż na wielką skalę.
— Więc proponowała mu już rozwód?
— Tak, pisała. Odpowiedział, że mu się wcale nie śpieszy.
Magda pomyślała, że i baronowéj widocznie także nie pilno, ale rzekła:
— Ano, to niechże wymaga. Bądź co bądź, on tu zostawił opinię honorowego człowieka.
— To zwierzę, zwykle niepoczytalne z racyi pijaństwa. Radczyni lęka się go, jak upiora, i ona-to strachem zaraża córkę. One, gdy o nim mówią, to jak o ludożercy!
— To dziwna, że inni wcale źle się o nim nie wyrażają. Malicki twierdzi, że to człowiek wprawdzie szorstki, ale tylko w obrębie koszar.
— Tak, i we własnym domu. On ją bił; czy możesz to sobie wystawić?
— Nie, nie mogę, i nie chce mi się w to wierzyć. Podobnych stosunków nie rozumiem, ale myślę, że gdyby mnie to spotkało, tobym o tém nikomu nie opowiadała.
— Ona wszystko powié, najgorsze o — sobie. Ja za tę szczerość i prawość ją ubóstwiam. Do mnie jednego należą jéj cierpienia i nieszczęścia. Droższe mi to zaufanie nad wszystko!
— Wierzę — i dla mnie to byłoby bez ceny.