Strona:Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu/314

Ta strona została przepisana.

— Wczoraj wyjechał.
— Dokąd?
— Zupełnie. Pałac na sprzedaż, pusty.
Oryż zagwizdał przeciągle.
— Wczoraj. Ja mogę ledwie o północy. Uprzedzi mnie o dwie doby. Aż nadto czasu, żeby urządzić parę trupów, albo kilku rannych! A tu — „pilnuj!“ właśnie w porę! Pojadę jednakże...