— I pewnie kocha się w Magdzie?
— Uchowaj Boże! Tego by jeszcze nie stawało! Magda jest zanadto rozsądna, aby na podobne głupstwo pozwoliła.
— Ależ, stryjenko, przecież każdy chociaż raz to głupstwo musi popełnić.
— A cóż to za obowiązek? Jeden drugiego małpuje, i zdaje mu się, że coś bardzo dowcipnego robi.
— Stryjenka też w stryju była zakochana...
— Mój drogi, o starych się w ten sposób nie wyraża. Wasze koncepty są zawsze nieprzyzwoite.
— Macie państwo! Więc stryjenka woli, żebym ją posądzał o interes w małżeństwie? Poślubiła stryja dla pieniędzy i stanowiska!
— Nieprawda! — zawołała żywo, ale wnet się obejrzała, że saméj sobie przeczy, i machnęła ręką. — Daj mi, staréj, święty spokój. Cóż ta baronowa! Na komorne się zgodziła u Magdy? Pieczeń się przepali ze szczętem.
— Pójdę i dowiem się! — odezwał się usłużnie.
Baronowa już się ubierała do wyjścia i widocznie wyczekiwała na niego.
Zamienili z sobą wymowne spojrzenia.
— Przeprowadzisz mnie?
— Gdybym mógł! — westchnął smutno. — Muszę tu zostać; obowiązek...
Magda żachnęła się niecierpliwie.
— Żadnego obowiązku nie spłaca się fałszem.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu/62
Ta strona została przepisana.