kanapce, jął czytać ze środka, nie spojrzawszy nawet na tytuł:
„Wyjechał z małą asystencyą, biorąc jednego z senatu Nerwę, biegłego w prawie, a z rycerstwa dwóch tylko...“
— Kto wyjechał? — zagadnęła Magda, oglądając się.
Oryż zajrzał na poprzednią stronicę:
— „Tyberyusz“ — mruknął i czytał daléj jak maszyna...
„Sejana i Kurcyusza Attyka. Reszta się składała z mędrków, których rozmowami dla rozrywki się bawił. Po wyjeździe jego świadomi niebieskich obrotów powiadali: „że pod takim aspektem wyjechał, który mu powrotu nie rokuje.“
Magda mimowoli wybuchnęła śmiechem:
— Pani teraz drwi ze mnie! — zawołał Oryż.
— Bardzo się owszem cieszę, że pan nie pod takim „aspektem,“ jak Tyberyusz, wyjechał ztąd.
— Wcale nie z ochoty wróciłem, ale dojrzałem zdaleka Sylwestra z Finkiem i uciekłem przed nimi.
— Pewnie pan znowu Finkowi spłatał figla z illustracyami?
— Czarna dusza wydawcy. On-by chciał, żebym mu pracował jak parobek. Ja go oduczę!
— Co mu pan miał illustrować?
— Albo ja wiem?! Dał mi książkę, alem jeszcze do niéj nie zajrzał.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu/76
Ta strona została przepisana.