uważam. Ale o mnie ze swoją baronową nie mów; to sobie zastrzegam, bo ztąd wyniknie to, że stracisz jedyną wierną ci duszę i dłoń szczerą, a ja-bym chciała, żebyś mnie zachował... na ciężką godzinę!
— Magda, mówiłaś inaczéj, ongi, w Rzymie! — rzekł z uśmiechem, zaglądając jéj w oczy.
— Dziwię się, że pamiętasz, gdy ja nie wspominam!
— Pamiętam i zły jestem, że ktoś zajął moje miejsce.
— A tyś moje zachował? Wiesz, nie cierpię podobnéj rozmowy i nie rozumiem ciebie! Wczoraj wybrałeś mnie za powiernicę swojéj miłości... dzisiaj przypominasz sobie stare historye i gniewasz się, żeś mnie stracił! Powinieneś być rad mojemu zapomnieniu.
— Bynajmniéj. Kochałaś mnie, teraz drwisz! To mnie złości.
— Wolałbyś zatem, żebym ci urządziła scenę z melodramatu i oblała witryolem baronową? Co to, to nie, mój drogi. Ustępuję jéj z drogi i żadnéj pretensyi nie roszczę ani do ciebie, ani do niéj!
— Więc jestem już niczem dla ciebie?
— Nie będę drugą! Ale co ci jest? Musiałeś mieć jakąś przykrość od niéj?
— Zkąd wiesz?
— Nie wiem, ale czuję.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu/80
Ta strona została przepisana.