Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

pić, dogodzić, strzec „biedactwa“ przed złem sercem i głupotą tych „nieznośnych kreatur“.
O zastępczynie było nietrudno. Świat pełen jest ubogich dziewczyn bez wykształcenia i fachu, zmuszonych na chleb pracować i które z tych wszystkich racyj oddają się pilnowaniu i nauczaniu małych dzieci. Po każdem przejściu i wydaleniu bony, pani Zarembina pisała do rodziny do Warszawy i odwrotną pocztą otrzymywała nową bonę, wybraną na zasadzie taniości i najmniejszej skali wymagań. Wybieranie piastunek załatwiała Jankowska.
Kosztowało to dużo, sprawiało w domu nieustanny zamęt, ale było oczywistym dowodem, że Zarembowie dzieci kochają, o nich wciąż myślą, niczego dla nich nie odmawiają.
Zaremba ożenił się w Warszawie z córką bogatego mecenasa. Poznał ją w karnawale na balu, uznał za dobrą partję, zaczął bywać w domu rodzicielskim, oświadczył się, a chociaż panna się wzdrygała przed „zakopaniem się na prowincji“, rodzice radzi pozbyć się jednej z pięciu córek z domu, przekonali ją, że to uśmiech losu i pomyślność i już po Wielkiejnocy był ślub.
Małżeństwo uchodziło za dobrze dobrane i szczęśliwe. Zrazu młoda pani tęskniła za Warszawą, nudziła się i wyrzekała na brak towarzystwa, potem potrosze nawiązała stosunki w okolicy, potrosze nawykła i wreszcie uwierzyła w zachwyty matki i sióstr, że los jej godny zazdrości.
— Bój się Boga, Tereniu, wielki los wygrałaś!