Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie przyjść — do matki. To przewinienie? Za to pani je karze? No, dzieci, cicho, cicho już! Nie płaczcie! No, chodźcie do mamusi! Kochacie swoją mamusię?
Dzieci, chlipiąc, rzucały się jej na szyję. Całowała je, tuliła w uściskach, prowadziła z sobą na czekoladki.
Maniusię, jeśli możliwe, jeszcze więcej kochano i dogadzano jej, bo była „panienką“ i dziewczynką. Literalnie chowano ją, jak kolibra.
— Zobaczysz, będzie śliczna! — zdecydowały ciotki i babki zaraz po urodzeniu, gdy była bezkształtną bryłą mięsa, z wielką, łysą głową, bez rysów, bez zębów, bez brwi.
— Będzie śliczna! — powtarzano, strojąc ją w jedwab i koronki, w gazy i batysty.
— Jest śliczna! Co za oczki, co za nosek, jakie włosy! Jaka to już czarująca, mała kobietka!
Zachwycano się, całowano, fotografowano.
— Śliczna dziewczynka — słyszała wkoło siebie, gdy tylko słyszeć zaczęła.
I wcześnie zaczęła się edukacja.
— Maniusiu, trzeba włożyć kapelusik, bo to brzydko, jak dziewczynka zwichrzy włoski i opali buzię. Maniusiu, nie biegaj tak głośno, to nie wypada dziewczynce! Maniusiu, dygnij ładnie, jak dziewczynka. Maniusiu, nie można krzyczeć i śmiać się głośno dziewczynce. To brzydko! Nie można tarzać się po trawie i bić się z chłopcami! Mamusia dziewczynka! Jak Maniusia będzie grzeczna, to dostanie ładną sukienkę i wyjdzie do gości.