Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Tą obietnicą kupowano zawsze uległość i grzeczność.
Maniusia lubiła być pokazywaną. Wtedy rozpuszczano jej złote włosy w lokach na ramiona, ubierano biało lub niebiesko i wyprowadzano do salonu. Goście zachwycali się i unosili nad jej urodą, wzrostem, wdziękiem, rozumem, dawali zabawki i łakocie. Dziecko czuło się bardzo wielką osobą. Istotnie była w domu na osobnych prawach.
Chłopcy, którzy sobie nic z nikogo i niczego nie robili, musieli jej ustępować, bo ona „dziewczynka“, ona słaba, delikatna, z nią trzeba uważnie się bawić, nie wolno szturchać, gonić, bo się może zmęczyć, przestraszyć. Na tym punkcie wszyscy się zgadzali na jedno i na jedno słowo skargi, na jeden pisk Maniusi, byli chłopcy karani bez apelacji. Wcześnie też się nauczyli okazywać jej powierzchowną opiekę i względy, a nazywać lekceważąco „babą“. Była bojaźliwa, kapryśna, niedołężna, próżna i łakoma. Płakała o byle co, nudziła się ciągle i wbrew wielkiej pieczołowitości, prawie nieustannie była chora i wbrew wielkiemu umiłowaniu, którego była przedmiotem, nie kochała nikogo, ale przeciwnie, miała antypatje.
Nie lubiła starej Jankowskiej, bo ta ją ciągle musztrowała, nie lubiła doktora, bo z niej żartował, a już nadewszystko nie cierpiała „wuja Bolka“. Tę antypatję dzieliła z braćmi.
Wuj Bolek, stryjeczny brat Zarembiny, zjeżdżał do nich co rok na wakacje. Był kulawy, miał wiel-