Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

kie krzaczaste brwi i z pod nich patrzał na dzieci wzrokiem Heroda.
Zarembowie skakali koło „wujaszka“. Był to stary kawaler i kapitalista. Zrobił fundusz gdzieś na granicy Chin, żywot miał bardzo burzliwy, teraz osiadł w Warszawie i jak sam o sobie mówił:
— Napracowałem się, teraz będę patrzeć i rozmyślać.
I rzeczywiście nic nie robił, tylko, jak Zaremba dowodził, „pastwił się“ nad wszystkimi.
Nad tymi, którzy chcieli od niego pożyczki, nad rodziną, która go chciała oplątać i otoczyć opieką, nad matkami, które go chciały za zięcia, nad młodemi kobietami, które go chciały za męża, nad przyjaciółmi i kolegami, którzy go chcieli naciągnąć.
„Wuj Bolcio“ był na wszystkie napaści w „stal zakuty“, przeciw wszelkim upojeniom i jadom „zaszczepiony“. Nic go się nie brało.
Dzieciom Zarembów wydawał się bardzo stary, ale w rzeczywistości, gdy zaczął spędzać u nich wakacje, miał lat czterdzieści, był łysy i trochę na nogę utykał. Zarembina nazywała go poufnie le diable boiteux i w duchu bardzo nie lubiła za otwarty wstręt i niechęć, jaką objawiał dla jej dzieci.
Pomimo tego spędzał u nich co rok parę letnich miesięcy i miał swój pokój. Jeśli czego dzieci się bały, to groźby, że ich zamkną do pokoju wuja Bolka. Stara Jankowska opowiadała o nim nie-