Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wyście te kanary wyprodukowali przez umartwienie, ofiarę i poświęcenie? Słuchaj, nie praw głupstw i nie czyń z siebie bohaterki. Bawicie się w męża i żonę, potem w ojca i matkę, bawicie się dziećmi. Otóż ja wolę się bawić w inne gry i jeżeli jestem egoista, to szczery.
— Żeby wszyscy ludzie uchylali się od obowiązków, cóżby się stało ze światem i ludzkością?
— Co? Byłoby lepsze powietrze, większa cisza i mniej tłoku. Bądź spokojna. Światby istniał bez twej pracy dla ludzkości, w formie trojga cherlaków, próżniaków i kapryśników.
— Nie rozumiem, co ty masz do moich dzieci za szczególne uprzedzenie. Nie są inne, jak wszystkie dzieci.
— Właśnie! Imię im legjon! Ani twoje teorje, ani twoja praca dla ludzkości nie jest czemś szczególnie trudnem i wymagającem zachęty i pochwały. Ergo — nie żądaj moich zachwytów.
— Jesteś ohydny cynik.
Tem zdaniem z dodatkiem klapsa kończyły się podobne rozmowy. Pani Teresa za mało myślała, a za bardzo była leniwa, żeby móc i chcieć dysputować.
Wuj Bolek na wakacjach prowadził ruchliwe życie. Bardzo rano kąpał się w rzece, potem zaglądał do fabryki, zajmowała go robota i chętnie rozmawiał z robotnikami. Skwar południowy spędzał w swym pokoju, a około zachodu słońca szedł znowu nad rzekę ze strzelbą i dużo marnował prochu, ale nigdy nie przynosił zwierzyny. Często też wie-