Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie chcę.
— Dlaczego?
— Bo tato mówił, że od tego wąsy rosną.
— A co to wąsy?
— Ja nie wiem, ale cukierka nie chcę.
— A gdzie twój tato?
— Śpi.
— To daj mi klucz od bramy.
— Nie dam, bo wysoko wisi i tato nie pozwala bawić się kluczami. Ale ja tatkę zbudzę.
Po chwili Gedras wyszedł zaspany i otworzył furtę.
Ale pan Bolesław popatrzył na szosę, po której wicher gnał kurz, i odechciało mu się przechadzki.
— Fuj — nie pójdę. Żal mi, żem was zbudził — rzekł zawstydzony.
Ale stróż uśmiechnął się dobrodusznie.
— Za to, proszę pana, jem chleb i zwyczajnym.
— Bardzo roztropna wasza mała. Niedługo potrafi was wyręczyć. Macie tu dla niej na sukienkę.
Gedras datek przyjął jakoś niechętnie, wahająco, nie potrafił podziękować.
— Oj, proszę pana, naco? To moja służba — zamruczał.
Z tej racji wieczorem wspomniał go wuj Bolek w rozmowie.
— Jaki ambitny ten twój stróż. Ledwie raczył przyjąć napiwek.
— A tak, to hardy i niemiły człowiek, ale jako służący bez zarzutu. Służy już kilka lat i jeszczem