Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

obsługiwał kuchnię, a gdy Gedras spał, chadzała do ogrodzenia i zaglądała do ogrodu. Umiała tak stać godzinę z twarzyczką, przytuloną do krat, przypatrując się, jak tamte dzieci się bawiły.
Nie wiadomo, jakim sposobem nastąpiło poznanie, ale pewnego wieczora Maniusia dostała strasznego ataku grymasów, wołając uparcie, że ona chce się bawić z „czarną“ dziewczynką. Pani Teresa zarządziła surowe śledztwo, dozorczynie zapierały się i kłamały na potęgę, ale wreszcie wyszło na jaw, że ową żądaną zabawką była „stróżowa znajda“.
Powstał w garderobie sądny dzień. Pani się tak oburzyła, jakby dziecko zetknęło się z trądem. Wypędzono piastunkę, zagrożono wypędzeniem bonie, oberwała nawet Jankowska. Maniusia pierwszy raz w życiu nie dostała tego, o co się napierała.
Ale Maniusia umiała chcieć, więc nazajutrz powtórzyły się grymasy w zdwojonej dozie. Nie było sposobu ani jej zabawić, ani oderwać myśli od tego przedmiotu. Wyczerpała wszystkie swe sposoby: wrzasku i płaczu, drapania i bicia, napierania się i nudzenia matki, coraz bardziej uparta i zacięta. Trwało tak trzy dni; wreszcie pani Teresa znudzona, zniecierpliwiona, wyrzucona ze swego ulubionego far niente bezustannem nudzeniem córki, rzekła do starej Jankowskiej:
— Dziecko się gotowe rozchorować. Dowiedz się, Jankosiu, od tego stróża, czy ta mała zdrowa i czysta. Wykąp ją, wyczesz, ubierz czysto i niech tu wreszcie przyjdzie. Co robić! Mam nadzieję,