Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

nować takich poczciwych. Jak wam się spodobała — to wy ją sobie znajdźcie.
Chłopak stał — patrzał na niego.
— To ty naprawdę nie pójdziesz? — spytał innym tonem, skupiając się jakby w sobie.
Hilek za całą odpowiedź z błyskawiczną szybkością kopnął go nogą. Ale chłopak uskoczył i plunął mu w twarz.
— Hycel! — syknął zajadle.
Ślusarz rzucił się nań, chwycił za włosy, jął pięściami okładać. Ale wtem poczuł na karku jakieś kleszcze, które go uniosły w górę, potrząsnęły, zdławiły i cisnęły z rozmachem w próżnię. Zatoczył się, padł na ziemię i na chwilę stracił przytomność.
— Idź! Masz jego odpowiedź! — rzekł Gedras do chłopca, popychając go do drzwi, potem się odwrócił.
Hilek się zerwał, stał przed nim i pięściami wygrażał.
— A ty, mańkut, psiakrew, jak śmiesz mnie tykać? Won ty sam! Spuścili cię, psie, z łańcucha, żebyś szczekał na podwórzu, a nie wtrącał się do naszych spraw! Żebyś nie był kaleką, tobyś poznał mnie!
— Ja cię i tak znam. Mnie do twoich spraw nie interes, ale na burdy nie pozwolę. Wychodź — albo pracuj, jeśli nie chcesz, bym cię u rządcy meldował!
Hilek popatrzył nań krwią zabiegłymi oczyma,