Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

rem siedział w swej izdebce i bił się z myślami. Światła nie palił przez oszczędność, trochę węgla na kominie się żarzyło, od gospodarzy dolatywały śmiechy i rozhowory, on w kożuch otulony dumał niewesoło.
Potem trochę ruchu i życia przynosiła Mańka, wracając do snu. Opowiadała, jak się bawili, rzadko była głodna, szczebiotała wesoło.
I raz rzekła:
— Tato — co to bękart?
Aż się żachnął.
— Kto ci o tem mówił?
— A tośmy się bawili. To Hańdzia była panną młodą, a Jasiek był panem młodym, a my z Nastką i Jurkiem im służyli. To potem ja chciałam być panną młodą, to powiedzieli, że nie wolno mi być panną młodą, bo ja bękart. To potem Hańdzia z Nastką i Jurkiem byli za panów, a ja zawsze tylko służyłam. To ja pytam, co to bękart, a oni się tylko śmieli. I starsi się też śmieli. To mnie się też wstyd zrobiło, że nie wiem.
Gedras milczał, aż go trąciła, powtarzając z uporem:
— Tato, co to takiego znaczy?
Objął ją ramieniem i przygarnął do siebie.
— To znaczy, żeś sierota i bardzo biedna. Widzisz, oni bogaci, ty uboga, dlatego zawsze służyć musisz. Nie baw się z nimi, kiedy ci urągają, nie chodź tam, kiedy się śmieją.
— Kiedy tu tak zimno, tato! — szepnęła.