odżywiana silnie, była dużego wzrostu i nawet nad wiek rozwinięta fizycznie, aż śmiesznie wyglądała wśród pierwszoklasistek.
Zarembina obrażona, zdenerwowana, zresztą zmęczona i znudzona, ulokowała ją wreszcie u jakiejś pani, która miała jakiś komplet panienek ze wsi i prowadziła nauki fantastycznie, pilnując przedmiotów estetycznych i towarzyskich, bez określonego programu.
Podobało się to Zarembinie. Głupstwo te wszystkie klasy, lata i patenty, to może potrzebne dla niezamożnych, brzydkich, ale jej Maniusia będzie miała posag, jest bardzo ładna, pracować nie potrzebuje, zresztą wiadoma rzecz, że te mądre daleko trudniej znajdują męża.
Umieściła ją tedy jako przychodnią u pani Lisieckiej i odetchnęła z ulgą. Postanowiła odprowadzać ją codzień rano sama na pensję, ale po paru dniach straciła werwę do wczesnego wstawania i ubierania i czynność tę zdała na Jankowską.
Zresztą, czy nie dość poświęcała się dla rodziny, czy nie dość miała z temi dziećmi kłopotu i trudu. Chłopcy uczyli się ciężko. Oprócz stałego korepetytora przychodził specjalny do języka rosyjskiego i Francuzka na godzinę konwersacji. Wieczorem, po odbytych lekcjach, kłócili się i czubili zajadle, darli odzież, robili awantury w szkole i zawsze któryś był chory.
Pani Teresa miała tedy wiele do roboty, gdy dodać sprawy z kucharką, stosunki towarzyskie, stroje i rachunki. To ostatnie było najcięższe.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.