Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

uniknąć wojska, która jest chowana w zbytku i wygodach i która rodzi się poto, by dziedziczyć. Przy wrodzonej ludzkości żądzy użycia i próżniactwa, poco tacy mają pracować i myśleć, kiedy wszystko dostaną gotowe?
— Naturalnie, wedle ciebie tylko takie Stuchy mają cnoty! Et — coraz dziksze masz poglądy. Ale ten Kato, szpiegując Józia, ma też dziwne znajomości po bawarjach z Podwala i wśród żydów paserów. Niewiadomo, gdzie on spędza wieczory, ten mentor.
— Ja też tego jestem ciekawy i nawet postanowiłem go dziś śledzić.
Jakoż, gdy Stuch wyszedł ze swej stancji, pan Bolesław się pożegnał i dogonił studenta w bramie.
— Pan w którą stronę? — spytał.
— Ja dość daleko, na Kruczą.
— Na wieczorek? Co? Może do panienek?
— Do kolegi.
— No, to pójdziemy razem do rogu. Hu, jaki szpetny czas!
— Jak ma się całe buty i obiad w brzuchu to nie tak bardzo przykro.
— Bywało panu rozmaicie?
— Eh! Nie bardzo. Co krok spotykałem stokroć nędzniejszych. Niema nic lepszego, jak porównanie z gorszem.
— A z lepszem? Nie zazdrości pan?
— Nie. To fałszywe. Lepiej jest mało komu. Zdaje się pozornie, ale tylko pozornie.
Doszli do rogu, Stuch zwolnił i pożegnał się, wi-